- Miło mi poznać.- Powiedziałem ujmując jej dłoń i całując ją. Tak na prawdę nigdy nie lubiłem tego zwyczaju ale no cóż. Wysoko postawionemu arystokracie wszyscy patrzą na ręce i zawsze musi się pilnować, żeby zawsze ale to zawsze czynić wszystko wedle protokołu.
- Co Cię więc sprowadza Gregory w te okolice?- Zapytała kobieta przyglądając mi się dokładnie.
- Odwiedzam brata i przy okazji rozkoszuję się lasem, w którym nic nie próbuje mnie zabić.- Stwierdziłem nawet nie okazując cienia uśmiechu.
- Gdzie więc mieszkasz że spotykasz się z takimi rewelacjami?- Zapytała Yennefer najwyraźniej zaintrygowana moimi słowami.
- Zamieszkuję niewielka chatę na obrzeżach lasu Mirkwood nieopodal Ereboru.
- To prawda że nikt, kto się w nim zgubił nie wyszedł z niego żywy?- Zapytała.
- Aby w Mirkwood się odnaleźć najpierw trzeba się zgubić. I mieć trochę szczęścia.- Powiedziałem.
- Dużo tego szczęścia?
- Nie wiem. Ja już od pięciu lat wchodzę i wychodzę z lasu więc jakbyś potrzebowała przewodnika zapraszam. Do zobaczenia.- Powiedziałem i odwróciłem się w stronę lasu.
<Yenn?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz